Centralne jezioro stolicy na pl. Defilad

To nie koniec gejzeru z pomysłami na zagospodarowanie ścisłego centrum Warszawy. Znów jest nowy, i nareszcie świeży: zamiast Pałacu Kultury i wirtualnych drapaczy chmur - ogromne jezioro.

- Po prostu burzymy Pałac Kultury. Potem robimy wielką dziurę. Napełniamy ją wodą. Park wokół zostawiamy. Tak powstaje przyjemne miejsce, gdzie ludzie mogliby się spotykać - mówi Zbigniew Sikora, student III roku Pracowni Sztuki w Przestrzeni Publicznej na ASP.

Jego projekt można oglądać w Akademii przy Krakowskim Przedmieściu. Na planszy z jeziorem czytamy, że rozmowy o zagospodarowaniu centrum Warszawy toczą się od kilkunastu lat, codziennie są przedstawiane nowe projekty. Dlatego artysta pragnie przedstawić swoją propozycję. Stołeczny ratusz wszystkie chętnie przyjmuje i rozpatruje.

Najnowsza koncepcja nie jest ani gorsza, ani mniej realna niż las drapaczy chmur zamiast wody i szuwarów. Gdyby została wybrana, trzeba by jednak najpierw rozwiązać pewne problemy techniczne.

- Widzę, że lustro wody rozciąga się w całym ścisłym centrum Warszawy. Ale w narożniku Al. Jerozolimskich i ul. Marszałkowskiej jest przecież tzw. dołek i zejścia do głównej stacji metra. Co zrobić, by woda nie wlała się do tuneli, a fale nie porwały ludzi? - dociekam.

- To już problem do rozwiązania przez inżynierów i architektów. Ja jestem artystą - ucina Sikora.

Rzecznik Metra Warszawskiego Krzysztof Malawko wierzy mocno w potęgę dzisiejszej techniki. - Przecież pewne odcinki drugiej linii metra na Pragę Północ, np. stacja Stadion będzie niemal zanurzona - może nie w wodzie, ale pewnej zawiesinie. Nic nie przecieknie - zapewnia.

Po chwili dodaje, że metro nie zajmuje się basenami, a jego obecna linia nie była projektowana tak, by nad nią mogły przewalać się bałwany. - Problem jest skomplikowany. Trzeba by podwyższyć i zaizolować mury oporowe, by woda nie ściekała przy stacji Centrum po schodach. Byłoby też pewne ryzyko ochlapywania ludzi. Poza tym mokrych pasażerów nie wozimy - ostrzega rzecznik Malawko.

Zbigniew Sikora nie kryje, że ceni sobie oczko wodne zwane Dotleniaczem autorstwa Joanny Rejkowskiej na pl. Grzybowskim: - Tam woda zbliżyła ludzi. Moje jezioro też ich przyciągnie. I złagodzi obyczaje, bo teraz w centrum wszyscy tylko pędzą i są sobie tacy obcy.

Wywodom studenta przysłuchuje się jego opiekun prof. Mirosław Duchowski z Pracowni Sztuki w Przestrzeni Publicznej. I puszcza do "Gazety" oko. - To taka próba prztyczka w nos rajców. Czas przerwać ten chocholi taniec. Władze Warszawy muszą w końcu podjąć jakąś decyzję. A jeśli tego nie zrobią, to wykopiemy ten dołek, zrobimy jezioro i dostaniemy Grand Prix na Biennale Architektury w Wenecji - ostrzega profesor.

Po chwili zapewnia, że to jednak żart, że tak naprawdę - jak chyba wszyscy - marzy, by Warszawa miała wreszcie piękne centrum. A na to na razie się nie zanosi. Mnożą się tylko wirtualne obrazki.

Najnowsza koncepcja z centralnym jeziorem powinna szczególnie zainteresować ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego, który swoje wystąpienia publiczne lubi kończyć słowami: "A Pałac Kultury i Nauki powinien być zburzony. W jego miejsce powinna być zasiana trawka i wykopany staw, po to by warszawiacy mieli z tego jakiś pożytek".

Copyright © Agora SA